Magazyn na Szczycie wydanie drukowane nr 05/2023

Nie uciekniemy przed faktem, że w polskich Tatrach jest tłoczno. Nie może być inaczej, bo nie są one tak rozległe jak Alpy, do których często je porównujemy. Skoro oficjalne statystyki TPN mówią o tym, że w ostatnich latach granice parku przekroczyło 4,5 mln turystów rocznie, to nie ma wyjścia – musi być ścisk.

Dlatego we wrześniowym numerze „Na Szczycie” zachęcamy do tego, by szukać w Tatrach mniej popularnych szlaków albo wychodzić na nie o nieoczywistych porach dnia. Można bowiem znaleźć tu własną ścieżkę, na której nie jesteśmy skazani na pięciogodzinne oczekiwanie w kolejce do wagonika na Kasprowy Wierch, jak to było w długi weekend sierpniowy. A spokojniej jest bez wątpienia po słowackiej stronie.

Zacznijmy od samego króla Gerlacha. Jeśli byliście cierpliwi i odkładaliście cały rok do skarbonki na opłacenie przewodnika, to skosztujecie niesamowitej górskiej przygody. Owszem, nie będziecie tam samotni, bo przy pięknej godzinie wspina się wiele grup - odradzamy ponad wszelką wątpliwość zdobywanie najwyższej góry samotnie – ale daleko tam do korków na Giewont. Wybór odpowiedniego przewodnika to podstawa, bo nie chodzi tylko o to, by Gerlacha zaliczyć, ale by coś zobaczyć i czegoś się dowiedzieć.